2 lip 2013

nieSpełnione marzenia - Calibra



Jest lipiec 2007, piękne słoneczne popołudnie, lekki wiaterek chłodzi twarz. Jedziemy ze znajomym ulicami Wrocławia czerpiąc w pełni przyjemności z jazdy MX5, małym sportowym kabrioletem.
Zatrzymujemy się na światłach. Szczęście, że dach jest podniesiony, bo ciężko byłoby nam zobaczyć zmianę świateł. Wrocław ma to do siebie, że sygnalizacja świetlna jest dość specyficznie umieszczona w stosunku do linii zatrzymywania się na skrzyżowaniach, przez co często można zobaczyć, jak osoby odwiedzające miasto, mają wciśnięte nosy w przednią szybę aut ;).
Na sąsiednim pasie zatrzymuje się wypłowiały od słońca, kiedyś ciemnoniebieski VW Passat kombi, rok 1994, za kierownicą siedzi mężczyzna po 40, obok żona i z tyłu dwójka dzieci. Widzę jego wzrok, jak obserwuje dokładnie nasze auto...
- Widzisz jego wzrok? – pada pytanie znajomego. Uśmiecham się delikatnie:
- Jasne, że widzę. – Trudno nie zauważyć, jakim wzrokiem patrzy na samochód – odpowiadam.
- Wyobrażasz sobie, jak wielu mężczyzn marzy o sportowym samochodzie, problem w tym, że  nigdy tych  marzeń nie zrealizują. Wiesz… dzieci, żona, dom, zobowiązania...większości z nich pozostaje jedynie popatrzeć i pomarzyć.

Popatrzyłam na pana z VW i zastanowiłam się… Jak to jest? Czy rzeczywiście większość mężczyzn marzy o super fajnych, sportowych samochodach? Takich, które są zupełnie niepraktyczne i nieekonomiczne? W którym momencie znikają z horyzontu marzenia o fajnych autach?
Odwiedzając różnego rodzaju imprezy często widzę sytuacje, gdzie panowie z rozmarzonym wzrokiem, zachwycając się widokiem pięknych samochodów, ciągną za sobą znudzone żony.
Czy mój znajomy miał rację? Czy też może w pewnym momencie odpuszczamy sobie marzenia na temat motoryzacji i przechodzimy bez żalu do kolejnego etapu, jakim jest rodzina.

Jak często marzycie na temat tego, jakie auto chcielibyście mieć na swoim parkingu, pod blokiem, w garażu? A może zupełnie nie zastanawiacie się nad tym, a samochód traktujecie jako środek do przemieszczania się z punktu A do punktu B…?

Marzenia o sportowym aucie również i mi się udzieliły po części… Mając dwadzieścia lat człowiek zupełnie inaczej myśli ;).  Chcąc spełnić chociaż częściowo swoje marzenia zostałam posiadaczką Opla Calibry. Piękny… srebrny…, fantastyczne przyspieszenie, sportowa linia… Jego jedynym minusem było to, że dość często odwiedzałam warsztat samochodowy.







Opel Calibra - swoją premierę na rynku miał w 1989r., jako usportowiona wersja Opla Vectry, z którego przeniesiona została płyta podłogowa i zawieszenie (obniżone i odpowiednio utwardzone). Jego nieosiągalną (nawet dla dotychczasowych aut) zaletą był bardzo niski współczynnik oporu aerodynamicznego na poziomie Cx-0,26. Dostępny był w 6 różnych wersji silnikowych. Najmocniejsza wersja Turbo miała ponad 200 KM i napęd na 4 koła. Produkcji Calibry zaprzestano w 1996 r., chwilę po tym, jak Keke Rosenberg wraz z Manuelem Reuterem i Winterem zdobył tytuł mistrza, jako najlepszy kierowca i najlepszy team jadąc sportowym Oplem zbudowanym na podzespołach Calibry.





W czasach swojej świetności auto to było bardzo popularne wśród miłośników tuningu. Ogromna dostępność i niskie koszty części umożliwiających „upiększanie” Calibry powodowała, że była ona poddawana niezliczonym modyfikacjom wizualnym. To, jaką wyobraźnię potrafiła rozbudzić u swoich właścicieli, możemy zobaczyć na niektórych zlotach tuningowych i fotorelacjach.


 




Szukając ciekawych stylizacji tego auta, przez przypadek natknęłam się na dość dosadnie napisaną charakterystykę tego samochodu. Poczytajcie, :) warto:

Jeśli chodzi o moje podejście, pozostaję wierna swojej zasadzie: „Im mniej tym lepiej”.

Chociaż podobno o gustach się nie dyskutuje… ;)